Dawno, dawno temu
Lata 1939-45 to jedna z
najmroczniejszych i jednocześnie najbardziej znaczących kart w dziejach
ludzkości. Sześć lat zmagań, sześć teatrów działań, duży postęp w taktyce i
uzbrojeniu wszystkich walczących stron okupione zostało 75 milionami ludzkich
istnień, z czego ponad połowę stanowiła ludność cywilna. Ponad to, dzisiejsza
geopolityczna układanka jest jeszcze w dużej mierze spuścizną konferencji jakie
koalicja antyhitlerowska w czasie trwania tej wojny zorganizowała.
Nic zatem dziwnego, że tak ważny
pod względem historycznym okres, doczekał się niezliczonej ilości przedstawień
w szeroko rozumianej kulturze masowej już w pierwszych latach po zakończeniu
wojny, jak chociażby „Zakazane Piosenki” z 1946 roku. Pozwoliło to podtrzymać
pamięć o tamtych czasach, a w konsekwencji tematyka ta trafiła również do gier,
najpierw planszowych i bitewnych (o jednej z nich też coś napiszę) a później
komputerowych, przedstawiających ten konflikt w mniej lub bardziej realistyczny
sposób.
Ja osobiście bardzo lubię ten
okres w historii i gry z nim związane. Z taką samą radością zagrywałem się w
serię strategiczną „Close Combat” jak i w Wolfensteina 3D, jednak pierwszym
tytułem, w który naprawdę wsiąkłem po uszy był Battlefield 1942, przygotowany
przez DICE i wydany przez EA w 2002 roku. Była to moja pierwsza sieciowa
strzelanka, z pojazdami, która w 16 mapach starała się przedstawić zmagania
armii w Afryce Północnej, Europie Zachodniej, na Froncie Wschodnim oraz na
Pacyfiku. Dla mnie wrażenia niezapomniane, szczególnie, że grałem z ludźmi z
zagranicy i mogłem z nimi pogadać za pomocą Team Speaka. Potem przyszedł czas
na serie, Call of Duty, która co prawda nie miała, poza United Offensive, w
multi pojazdów ale za to posiadała dużo lepszy model strzelania na piechotę.
Czas jednak nie stoi w miejscu i
wraz przejściem gier w bardziej współczesne realia konfliktów zbrojnych, temat
IIWŚ, a szczególnie w strzelankach przedstawiających większe bitwy, został
zepchnięty na boczny tor. Co prawda ukazały się gry takie jak „COD: World at
War”, „COD: WWII”, ale to nie była ta skala. „Battlefield V” był dla mnie
wielkim zawodem, głównie z powodu skupieniu się na mało znanych bitwach oraz
całkowitym zignorowaniu Frontu Wschodniego. Natomiast gry takie jak „Post Scriptum/Squad
44” oraz „Hell Let Lose” to kompletnie nie moja bajka. Są zbyt realistyczne.
Z tego też powodu kilka lat temu
zainteresowałem się „Enlisted”, grą free-to-play studia Gaijin Entertainment,
znanego większości graczy z tytułu „Warthunder”. Pierwotnie gra była dość dziwnie
skonstruowana, jednakże ostatnio przeszła duże zmiany i gra się w nią obecnie
dużo lepiej, chociaż dalej jest trochę specyficzna.
Podstawowym założeniem „Enlisted”
jest to, że gracze nie pojawiają się na mapie jako pojedyncze ludki ale jako
cały oddział, gdzie sterujemy bezpośrednio jednym jego członkiem, a reszta
porusza się za nami i próbuje wykonywać jakieś tam podstawowe rozkazu typu „pilnuj
tego miejsca” lub „zbuduj to”. Jednak nic nie stoi na przeszkodzie aby w
dowolnym momencie zmienić postać z oddziału, którą chcemy sterować. Jest to o
tyle ważne, że tak jak w prawdziwych drużynach piechoty, tak i w tej grze
żołnierze mają różne funkcje, które dają im dostęp to różnego uzbrojenia i
sprzętu. Ten z kolei pozwala używać dodatkowych umiejętności, jakich jak
budowanie polowych umocnień oraz broni, punktów odrodzenia, skrzynek z opatrunkami
czy amunicją. I pomimo, że sterowane przez komputera ludki są zwykle dość głupie
i łatwo je zabić, zabawa z dość dużą ilością przeciwników na planszy bardzo dobrze
oddaje klimat toczenia większej bitwy. A jeżeli kierowana przez na postać zginie,
możemy szybko przeskoczyć do innego
członka oddziału, zabrać broń denatowi i kontynuować walkę bez potrzeby zaczynania
od punktu odrodzenia.
Realizm umiarkowany
Podobnie jak „Warthunder”, tak i „Enlisted”
stara się być grą realistyczną. Zarówno model strzelania jak i poruszania się
jest nastawiony na w miarę wierne odtworzenie warunków panujących na polach
walki IIWŚ. Nie tutaj mowy o robieniu quick
scope’a czy innych manewrów znanych z COD. W „Enlisted” w zasadzie każdy
celny strzał w głowę oznacza trupa, lub żołnierza ciężko rannego, który bez
zatamowania krwawienia umiera w ciągu 15 sekund. To samo tyczy się poruszania,
czołgania czy wspinania na przeszkody. Grając czuć, że nie jesteśmy jakimś
super komandosem tylko piechurem starającym się wykonać swoje zadanie. Jednak
dwa, ważne dla mnie, typowo growe elementy są w grze obecne. Pierwszy to cały czas
widoczna minimapa i HUD, czyli zawsze wiemy gdzie mamy iść, kto jest z nami
oraz ile zasobów ma jeszcze nasz żołnierz. Drugi to killcam, tutaj zrealizowany jako skupienie kamery na postaci, która
nas zabiła i obrysowanie jej na czerwono. Nie ma natomiast możliwości
oznaczenia konkretnego przeciwnika, jak to ma miejsce w serii Battlefield, a
jedynie miejsca, którym są żołnierze przeciwnika. Wyjątkiem są pojazdy czy broń
stacjonarna, których ikona oznaczenia jest widoczna nad nimi przez dłuższą
chwilę. Ciekawym zabiegiem jest też to, że oznaczenia członków naszej nacji nie
są widoczne nad głowami, do puki nie
znajdą się ona blisko środka naszego pola widzenia. Chociaż nie ma to aż
takiego znaczenia, gdyż w grze nie ma friendly fire i możemy najwyżej zmarnować
kilka naboi.
Arsenał
Bronie dostępne w „Enlisted”
dzielą się zasadniczo na 6 rodzajów. Pierwsze z jakimi zetkniemy się to
karabiny powtarzalne czterotaktowe, w tym snajperskie. I pomimo, że nie zachwycają
one szybkostrzelnością ani pojemnością magazynka, ich obrażenia są mordercze i
nawet z dużych odległości można wyeliminować żołnierza przeciwnika jednym
celnym strzałem w korpus czy głowę. Kolejna to pistolety maszynowe, broń
nadająca się idealnie do walki na krótkie i średnie dystanse ale raczej
niecelna przy strzelaniu na większy odległości. Warto też pamiętać, że pociski
z PMów nie zadają takich obrażeń jak karabiny ale nadrabiają to
szybkostrzelnością. Ręczne karabiny maszynowe łączą siłę zwykłego karabinu i
szybkostrzelność PMu, jednak bez rozstawienia ich na dwójnogu są bardzo niecelne
przez mocny podrzut broni. Czwarta kategoria, czyli karabiny samopowtarzalne,
lub jak ktoś woli, półautomatyczne, ustępują co prawda sile ognia zwykłym
karabinom ale za to są tak samo celne, mają większe magazynki i pozwalają na znacznie
szybsze oddawanie strzałów. Następna kategoria to broń przeciwpancerna, która dzieli
się zasadniczo na dwie kategorie, rusznice przeciwpancerne oraz wyrzutnie
rakiet. Ogólnie lepsze w zwalczaniu pojazdów są wyrzutnie, chociaż rusznicami
można również skutecznie razić piechotę, czego o rakietnicach powiedzieć nie
można. Z drugiej strony i tak lepszy w strzelaniu do piechoty będzie zwykły
karabin. Ostatnią kategorią są różnego rodzaju pistolety i rewolwery. Broń tą w
zasadzie posługują się tylko załogi pojazdów i to głównie w akcie desperacji.
Wrażenia audiowizualne
„Enlisted”, napędzany przez Dagor
Engine, autorski silnik Gaijin, na maksymalnych ustawieniach wygląda naprawdę
dobrze. W grze zostało przygotowanych ponad 40 map, odtwarzających, mniej lub
bardziej dokładnie bitwy toczące się podczas inwazji na Tunezję, w obronie
Moskwy i Stalingradu, inwazji w Normandii, obronie Berlina i walkach na
Pacyfiku. Są one dość spore, pełne różnego rodzaju detali, od traw i krzaków,
przez owocowe sady, mury, płoty, zasieki, wraki, domy z pełnym wyposażeniem, jeziora
czy śnieg uginający się pod ciężarem chodzących i czołgających się żołnierzy.
Bez konta premium będziemy mogli
wystawić do walki trzy oddziały piechoty oraz jeden pojazd lub samolot. Po
śmierci każdego oddziału do wybieramy walki następny a po śmierci wszystkich,
pierwszy którym graliśmy staje się ponownie dostępny. Odblokowywanie broni czy
pojazdu na drzewku technologii dla danej nacji pozwala też na odblokowanie nowych
oddziałów. Każdy z nich ma swoje własne drzewko rozwoju, odpowiadające za takie
elementy jak ogólna ilość jego członków, dostępność żołnierzy danej
specjalizacji (strzelec, szturmowiec, KMista, radiooperator, inżynier, snajper, medyk),
możliwość wyposażenia żołnierza w dodatkowy sprzęt, zwiększenie przyrostu
doświadczenia itp. Moje zdanie na ten temat jest następujące – można bawić się
bez konta premium całkiem nieźle, ale jeżeli będziemy chcieli zdobyć cały sprzęt
danej nacji bez wkładania w grę dość sporej ilości godzin to jednak konto
premium się przyda, gdyż zwiększa przyrost doświadczenia dwukrotnie. Koszt
półrocznego konta to mniej niż obecnie kosztują nowe gry. Do tego konto premium
pozwala na wystawieni do walki dodatkowego oddziału piechoty oraz
pojazdu/samolotu.
Przepustka sezonowa to trochę
inne zwierzę i bardziej strawne finansowo. Kosztuje 900 złota, i jeżeli nie będziemy
wydawać zarobionego w trakcie sezonu złota na głupoty, to możemy kupować następne
przepustki za walutę zarobioną w grze.
Bonusy z przepustki są bardzo pomocne, zawierają dość duże ilości srebra oraz
karty pozwalające na zakup nowych żołnierzy, broni czy pojazdów bez wydawania
na nie srebra właśnie, które dość wolno się gromadzi.
Inne rzeczy w sklepie, czyli
pojazdy lub unikatowe oddziały, chociaż kuszące, bo potrafią być naprawdę
przegięte, nie są jednak moim zdaniem warte swojej ceny. Nie spowodują one
znacząco szybszego przyrostu srebra czy punktów na rozwój broni, a pomimo
przegiętej czasem broni automatycznej (jeden z japońskich oddziałów miał w grze
PM strzelający niczym minigun), zarówno żołnierz jak i pojazd dalej ginie od
jednego celnego strzału w głową czy skład amunicji.
Z racji, że za „Enlisted” nie
trzeba nic zapłacić, to nie mam absolutnie żadnych oporów przed poleceniem tej
gry każdemu, kto lubi grać w gry, a nie symulatory. Zarówno od strony
mechanicznej, graficznej jak i dźwiękowej, jest to świetnie zrobiona gra, która
potrafi nieźle bawić. Zbalansowanie broni i dobre wykorzystanie terenu często
pozwala na wymanewrowanie przeciwnika, który w teorii jest od nas lepiej
uzbrojony. Ja do grania w „Enlisted” gorąco zachęcam, gdyż właśnie takiej gry,
jeżeli chodzi o mechanikę samej rozgrywki, bardzo mi brakowało. Szkoda tylko,
że jest to gra free-to-play ze wszystkimi tego wadami, jak chociażby wsadzanie
w drzewko rozwoju na siłę broni, które używane były sporadycznie lub kilku prawdziwych
dziwolągów. Ale jeżeli cena wejścia wynosi 0 PLN to nie ma na co specjalnie
narzekać.
PRO TIPS:
- rozwijając oddziały najpierw
najlepiej iść w przyspieszone zdobywanie doświadczenia, a potem w możliwość
dodania do oddziału inżyniera. To pozwala na budowania punktów odrodzenia, i
dostawanie za każdą odrodzoną tam drużynę doświadczenia, skrzynek z amunicją,
przydatne bo bez kosztujących srebro ładownic amunicji nie nosimy przy sobie
specjalnie dużo, oraz worków z piaskiem, żeby tworzyć sobie na polu walki
własną osłonę.
- jeżeli gra nam się spodoba i
wiemy, że możemy w nią pograć codziennie kilka partii, najlepszym zakupem
będzie 1000 złota na przepustkę sezonową oraz konto premium na 180 dni. Ta
ilość czasu powinna pozwolić na odblokowanie całego drzewka rozwoju
przynajmniej jednej nacji albo dwóch, w zależności jak dobrze nam idzie w grze.