piątek, 8 sierpnia 2025

Starship Troopers - Terran Command

 

„No dalej małpiszony! Chcecie żyć wiecznie!” – Nieznany sierżant, 1918.

Starship Troopers, znani w Polsce jako „Żołnierze Kosmosu”, większości czytających ten tekst będą się zapewne kojarzyć z noszącym ten sam tytuł filmem z 1997 roku, wyreżyserowanym przez Paula Verhoevena, znanego z takich perełek filmowych jak „Robocop” (1987), „Pamięć Absolutna” (1990) czy „Nagi Instynkt” (1992). Mniejsza część będzie wiedzieć, iż „Żołnierze Kosmosu” zostali stworzeni przez Roberta A. Heinleina w wydanej w 1957 roku książce, opisującej wojnę toczoną w dalekiej przyszłości przez ludzi z dwoma rasami kosmitów. 

W książce tej społeczność ludzka jest wysoce zmilitaryzowana, pełne prawa obywatelskie można zdobyć tylko poprzez odbycie służby wojskowej, a w samej walce żołnierze używają pancerzy wspomaganych, wyposażonych w śmiercionośną broń (w tym atomową), nowoczesne systemy komunikacyjne i obserwacji pola walki. Książka do tej pory wzbudza kontrowersje, gdyż zawarte w niej przemyślenia na tematy moralne i polityczne można interpretować zarówno jako pochwałę militaryzmu i faszyzmu, jak i jako sarkastyczny komentarz na temat jednego i drugiego. 

Film Verhoevena nie jest wierną adaptacją – chociażby zupełnie brak w nim opisanych w książce wspomaganych pancerzy i doskonale zaplanowanych operacji wojskowych z wykorzystaniem nowoczesnego sprzętu. Zamiast tego są całe zastępy piechoty walczącej z inwazją pająkopodobnych robali zmasowanym ostrzałem broni automatycznej. Jednak podobnie jak w „Robocopie”, naśmiewającym się z amerykańskiego społeczeństwa epoki prezydenta Ronalda Reagana, tak i tu satyry na faszyzm i militaryzm jest sporo. 

Do tej pory jedynym RT- Sem bazowanym na filmie był wydany w 2000 roku „Starship Troopers: Terran Ascendancy”. W grze tej w toku dwudziestu misji dowodzimy oddziałem mobilnej piechoty, walcząc zarówno w miejscach znanych z filmu, jak i wykraczających poza jego fabułę. Co ciekawe, w grze pojawiają się opisywane w książkach pancerze – w kilku wariantach. Odkurzyłem ten tytuł ostatnio i, pomimo upływu 25 lat od jego wydania oraz konieczności zaopatrzenia się w specjalny patch dla kart NVidia, grało się w niego świetnie. 

Kłopoty na Kwalasha

Dzisiejszy tytuł, „Starship Troopers: Terran Command”, jest względnie klasycznym RT- Sem, gdzie dowodzimy oddziałem złożonym z kilku do kilkunastu jednostek. W podstawowej kampanii będziemy dowodzić dobrze znanymi z filmu Cap Troopers z karabinami Morita, nowymi z granatnikami, inżynierami z miotaczami płomieni i zdolnością budowania trzech rodzajów wieżyczek, snajperami, żołnierzami z wyrzutniami rakiet, karabinami laserowymi, trzema rodzajami jednostek wsparcia – oficerem łącznościowym, pozwalającym wezwać na pole walki posiłki z dala od bazy, wspierającym oddziały zdolnościami, czy wzywającym naloty bombowe. Dwa ostatnie dostępne typy jednostek to oddział w mniejszych pancerzach wspomaganych oraz trzy rodzaje maszyn kroczących typu Marauder. Poza korzystaniem z podstawowej broni, prawie każda jednostka może użyć jednej zdolności specjalnej (odnawianej czasowo), a po osiągnięciu trzeciego poziomu doświadczenia można wybrać jedną z dwóch dodatkowych zdolności. W dwóch DLC, jakie ukazały się od premiery tej gry, dodano dwanaście nowych jednostek będących ciekawymi wariacjami na już istniejące rodzaje, osiem nowych typów robali do likwidowania oraz cztery nowe rodzaje wieżyczek do budowania. Wszystko to jeszcze bardziej urozmaica zabawę. 


Co do samej walki – jest to w zasadzie standard. Zajmujemy wyznaczone miejsca na mapie jako nasze bazy i zabijamy robale. Nie ma w tej grze żadnej mechaniki osłon ani żadnej korzyści z zajmowania pozycji nad przeciwnikiem, poza tym, że robale nie mogą do naszych żołnierzy tak od razu podejść. Jednakże, żeby popsuć nam trochę radosne bieganie wielką kupą jednostek po planszy i strzelanie do wszystkiego, co ma więcej niż dwie nogi, nasze własne jednostki – z wyjątkiem tych z wyrzutniami i granatnikami – nie mogą strzelać przez inne jednostki. Ilekroć wskażemy im cel lub obiorą go same, nad ikoną jednostki pojawia się symbol celownika. Jeżeli jest zielony – nasi żołnierze strzelają na czysto z pełną mocą; jeżeli jest żółty – coś im przeszkadza i strzelają z mniejszą częstotliwością; jeżeli jest czerwony – cel jest zasłonięty przez inną jednostkę całkowicie i strzelać nie mogą. Zmusza to nas do lekkiego mikrozarządzania jednostkami, ale rzadko kiedy stanowi to duży problem, nawet w momentach intensywnych starć z robalami. 

Jeżeli już coś pójdzie nie tak i zaczniemy tracić ludzi, to oddziały z okrojonym składem osobowym (co pokazuje pasek życia i ilość ludzi na ekranie) możemy uzupełnić za darmo w bazie lub w polu, przyzywając statek zaopatrzeniowy. Na raz możemy wezwać ich określoną ilość – zwykle trzy – potem trzeba odczekać chwilę, aż uzupełnią paliwo. Zniszczone oddziały wzywamy w bazie z głównego budynku. W grze występują dwa surowce – „zapasy”, za które kupujemy jednostki i które dyktują ich maksymalną ilość, oraz „wsparcie wojenne”, które służy do rozwijania naszej bazy, stawiania wieżyczek obronnych oraz zakupu najcięższych jednostek. Jeżeli jakaś zginie, dostajemy te surowce natychmiast z powrotem, jednak tracimy czas oraz doświadczoną jednostkę. W późniejszych misjach przed wystawianiem od razu najsilniejszych jednostek powstrzymuje nas pasek „poziomu bitwy”, który ładuje się samoistnie albo szybciej wraz z rozwojem naszej bazy. 

Misji w podstawowej kampanii jest dwadzieścia. Pierwsza kampania dzieje się na pustynnej planecie Kwalasha, gdzie robale próbują wszelkimi sposobami się nas z niej pozbyć. Pierwsze misje są dość proste i pozwalają w miarę bezstresowo zapoznać się ze wszystkimi mechanikami rozgrywki, ale od około połowy kampanii wyzwania stają się coraz większe. Atakować i bronić będziemy się zarówno na powierzchni planety, jak i pod ziemią. 

Przeciwników, jakich na swojej drodze spotkamy, jest sporo – od prostych wojowników, przez ich bardziej opancerzone wersje zwane tygrysami, strzelających kwasem spitterów, plazmowych grenadierów, po masywne, ziejące ogniem tankowce czy strzelające przez pół planszy robale plazmowe, a to jeszcze nie wszystko. Robale wyłażą na powierzchnię z podziemnych uli, które można zniszczyć, ale nie jest to takie proste. Najpierw trzeba zredukować ich liczebność w ulu, wybijając do nogi wszystko, co wyjdzie z głównego wejścia oraz z innych otworów połączonych z tym samym ulem. Żeby to sprawnie przeprowadzić w późniejszych misjach, trzeba się trochę napocić. Ja grałem na średnim poziomie trudności i nie raz dałem się przeciwnikowi zaskoczyć. Robale może nie są zbyt inteligentne, ale jest ich dużo i są nieustępliwe. 

Misje z DLC dzieją się na wulkanicznej planecie Gehenna oraz w miejskiej dżungli planety Varuna. Pierwsza z dodatkowych kampanii składa się z siedmiu misji, w których pokierujemy zarówno mobilną piechotą, jak i najemnikami, którzy prowadzą szemrane interesy z korporacją Hephaestar. Drugi dodatek to bohaterska obrona miasta Mahanagar, które z dnia na dzień staje się miejscem potężnej inwazji robali. Obydwa dodatki są ciekawe pod względem fabuły i dodatkowej zawartości, jaką oferują. Co więcej, twórcy mają w planach wypuszczenie kolejnego płatnego DLC oraz darmowej aktualizacji z trybem podboju terytoriów, dostępnego dla każdej z trzech planet, jakie do tej pory się w grze ukazały. Każda będzie miała dla tego trybu przygotowany swój własny zestaw map i to w końcu my będziemy mogli decydować, jakie jednostki posłać do boju, bez odgórnie narzuconych przez projektantów gry ograniczeń. 

Grafika i dźwięk

W kwestii grafiki i dźwięku nie ma się w zasadzie do czego przyczepić ani też nad czym piać z zachwytu. Gra wygląda dobrze, czytelnie, animacje są ładne, a detali jest sporo. Środowiska, w jakich przyjdzie nam walczyć, pomimo przebywania w czasie każdej kampanii na jednej planecie, są dostatecznie zróżnicowane, aby nie były nudne. Dźwięk jest dobrze zrealizowany, dialogów słucha się przyjemnie, a odgłosy walki i muzyka są prawie żywcem wzięte z filmu. Wszystko to sprawia doskonałe wrażenie podczas rozgrywki. 

Werdykt

Będąc wieloletnim fanem RTS- ów oraz „Żołnierzy Kosmosu” w ogóle, jedyną rzeczą, do jakiej muszę się przyczepić w tej grze, jest brak możliwości obracania kamery, co we w pełni trójwymiarowej grze jest po prostu drażniące. Inni mogą się jeszcze czepiać prostackiego potraktowania ekonomii czy niezbyt wyszukanych celów misji, ale to już kwestia gustu. Klimat filmu – jest! Chmary robali – są! A wszyscy wiemy, jaki jest najlepszy robal, prawda? No to czas zrobić swoje!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Into the Breach – turowe potyczki z kaiju

  Japonia – nieduży, daleki i egzotyczny kraj, któremu, pomimo różnych perypetii historycznych, udało się odcisnąć znaczące piętno na szerok...