Terminator, pierwszy wielki hit
Jamesa Camerona z 1984 przetarł mu drogę do wielkiej kariery. Za skromne 6,5
miliona dolarów stworzył widowisko, które odcisnęło trwały ślad w historii
kinematografii. Klasyczny motyw o ludziach tworzących potwora, który następnie
pragnie zniszczyć swoich twórców został pokazany przez pryzmat świata
zniszczonego atomową pożogą, gdzie niedobitki ludzkości próbują pokonać armię inteligentnych
maszyn, chcącą zniszczyć wszystko co żywe. I chociaż w pierwszej części filmu
widzimy raptem 7 minut tego postapokaliptycznego świata, a w genialnym sequelu
z 1991 roku całe 3 minuty, to właśnie one rozpalały przez wiele lat wyobraźnie
fanów serii, chcących zobaczyć jak wojna w tym świecie właściwie wyglądała.
Skynet=false;
Legion=true;
Podróże w czasie, chodź będące
interesującą koncepcją, stają się prawdziwym bólem głowy jeżeli wykorzystuje
się je w ramach jednej fabuły zbyt często. „Terminator: Dark Fate – Defiance”,
bazujący na filmie z 2019 roku, osadzony jest alternatywnej wersji przyszłości,
gdzie Skynet nigdy nie powstał, jednak zastąpił go Legion, bo jak powiedział
T-850 w trzecim z kolei filmie – „Dzień Sądu jest nieunikniony”. Podobnie jak w
oryginalnym kontinuum, Legion doprowadza do nuklearnej zagłady połączonej z atakiem
morderczych maszyn na niezbombardowane bronią atomową miasta.
Gra rozpoczyna się od trzech
misji wprowadzających, z których jedna dzieje się w czasie Dnia Sądu, a dwie
pozostałe 10 lat później. Jako dowódca jednego z oddziałów organizacji „Founders”,
będącej przekształconą dawną amerykańską armią, podejmujemy się trudnego
zadania walki z siłami Legiona. Misje te mają na celu zaznajomienie ze wszystkimi
występującymi w grze mechanikami i robą to całkiem sprawnie, prowadzając gracza
jednocześnie w rys fabularny tej produkcji.
Całość akcji będziemy obserwować z kamery stosunkowo wysoko zawieszonej nad polem walki. Z jednej strony daje to dobry ogląd na sytuację, z drugiej nie pozwala przyjrzeć się dobrze walczącym jednostkom, gdyż kamery nie możne przybliżyć zbyt blisko ziemi.
Sama rozgrywka przypomina
skrzyżowanie gier „Soldiers of Anarchy” oraz „Ground Control”. Przed
większością misji musimy wybrać jakie z naszych jednostek będą brały w niech
udział. W części z nich będziemy mogli stopniowo wprowadzać nowe w ramach
wsparcia. Mikrozarządzanie jednostkami w tej grze jest bardzo ważne z dwóch
powodów. Pierwszy, w misjach nie budujemy baz zatem nie mamy możliwości
uzupełniania strat w jednostkach. O ile pojazdy można w czasie walki naprawiać,
i robi to sama załoga pojazdu, o tyle zabity żołnierz z oddziału piechoty
będzie stratą niepowetowaną aż do zakończenia misji. Druga to amunicja i paliwo.
Każdy oddział piechoty i pojazd ma ograniczone zasoby amunicji, a pojazdy
jeszcze paliwa. O ile to drugie nie jest zużywane specjalnie szybko i raczej
nie będzie konieczności tankowania pojazdów w czasie walki, o tyle amunicja
zużywana jest zwykle w zastraszającym tempie, szczególnie ta do granatników czy
wyrzutni rakiet. Co prawda nasi żołnierze umieją dobrze wybierać cele i nie
będą strzelać z wyrzutni przeciwpancernej do piechoty ale i tak należy ciągle
pilnować kto do czego strzela, żeby nie okazało się za chwilę, że amunicja się
skończyła.
Inną ciekawostką są opcjonalne
zadania jakie czasem w misjach potrafią się pojawić. Niektóre z nich aktywują
się po skierowani jednostek w określone miejsce mapy, inne po porozmawianiu z
obecnymi na mapie postaciami.
Pomiędzy misjami będziemy się
przemieszczać po mapie obejmującej swoim obszarem stany Kolorado, Kansas,
Oklahoma, Nowy Meksyk, Teksas oraz kawałek samego Meksyku. Przybywając do kolejnych
osad, będziemy mogli wejść w dialogowe interakcje z jego mieszkańcami, z
którymi można pohandlować lub zwerbować dla swojej sprawy nowych rekrutów. Jednak
przemierzanie mapy nie jest bezkarne, gdyż każdy z oddziałów jaki posiadamy
będzie zużywał podczas podróży cenne zasoby, dlatego bardzo ważną decyzją jest
ile oddziałów i sprzętu tak naprawdę jest nam niezbędne do wykonywania naszych
zadań, a bez których możemy się obejść aby wystarczyło nam zasobów na kolejną
podróż.
Mnie na razie udało się zwiedzić
z tej mapy niewiele i sądząc po jej rozmiarze, jestem gdzieś w połowie jej
pierwszego aktu, walcząc z Kartelem, przedwojennymi gangami, które poszły na
bliżej nieokreślony układ z Legionem. Same jednostki maszyn, z którymi do tej
pory przyszło mi się zmierzyć, nawiązują swoją stylistyką do różnych modeli z
wcześniejszych linii czasowych, zarówno tych pojawiających się w filmach jak i
w publikacjach książkowych czy komiksowych. Mają one jednak inną stylistykę,
gdzie chrom został wyparty przez matową czerń, jednak charakterystyczne
czerwone sensory i oczy dalej są na swoich miejscach.
Ciekawostką jest encyklopedia
zawarta w grze, w której można trochę lepiej przyjrzeć się wszystkim jednostką
oraz poczytać trochę na ich temat.
Grafika i dźwięk
Pod względem wizualnym szału nie
ma ale nie jest to absolutnie gra brzydka. Wręcz przeciwnie, jak na ten sposób ustawienia
kamery to zastanawiam się po co jednostki mają aż tak szczegółowe modele i
tekstury. Wszystkie budynki, roślinność jak i teren są również wystarczająco
szczegółowe aby cieszyć oko podczas przechodzenia kolejnych misji. Dziwi mnie
tylko kompletny brak anti-aliasingu w gdzie, przez co brzegi modeli,
szczególnie budynków wydają się być poszarpane. Inne efekty wizualne stoją na
naprawdę dobrym poziomie. Wszystkie wybuchy, smugi od pocisków, efekty uderzeń
większej czy mniejszej amunicji wyglądają naprawdę dobrze. Co ciekawe, budynki
w grze można niszczyć, trzeba tylko użyć do tego odpowiednio ciężkiej broni.
W warstwie dźwiękowej też jest nieźle.
Cała gra ma pełne udźwiękowienie dialogów, co po przechodzeniu wybrakowanego
pod tym względem „Warhammer 40000: Rogue Treader” jest bardzo miłą odmianą.
Sami aktorzy zwykle całkiem nieźle poradzili sobie ze swoimi rolami, chociaż są
też małe zgrzyty w tej materii. Za to efektom dźwiękowym zarzucić nic nie mogę,
są dokładnie takie jak powinny być. Muzyka w grze jest, ale nie wyróżnia się
ona nie czym szczególnym i nie nawiązuje w żaden sposób do motywów znanych z
filmów. Z drugiej strony pasuje do tego co dzieje się na ekranie i nie ma się w
zasadzie do czego w niej przyczepić.
Gram dalej
Po skończeniu gry dodam jeszcze trochę słów o jej ogólnym poziomie trudności, o samej fabule oraz o trybie multiplayer. Jak na razie jest to dla mnie gra wymagająca, z dość wysoko postawioną poprzeczką odnośnie samej walki jak i zarządzania oddziałami poza nią, ale jednocześnie dająca dużo frajdy z pokonywania stawianym przede mną wyzwań. Dla fanów gier w stylu starego „Ground Control” czy „Soldiers of Anarchy” jak znalazł. Czy dla fanów Terminatora. To zależy. Jeżeli nie lubicie trudnych gier (chociaż nie są do Soulsy) ani niczego co wypuszczono do kin po „Terminatorze 2”, to nie będzie to dobra gra dla was. Całą resztę zachęcam do spróbowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz