poniedziałek, 4 marca 2024

Terminator: Dark Fate – Defiance – recenzja w toku

 

Terminator, pierwszy wielki hit Jamesa Camerona z 1984 przetarł mu drogę do wielkiej kariery. Za skromne 6,5 miliona dolarów stworzył widowisko, które odcisnęło trwały ślad w historii kinematografii. Klasyczny motyw o ludziach tworzących potwora, który następnie pragnie zniszczyć swoich twórców został pokazany przez pryzmat świata zniszczonego atomową pożogą, gdzie niedobitki ludzkości próbują pokonać armię inteligentnych maszyn, chcącą zniszczyć wszystko co żywe. I chociaż w pierwszej części filmu widzimy raptem 7 minut tego postapokaliptycznego świata, a w genialnym sequelu z 1991 roku całe 3 minuty, to właśnie one rozpalały przez wiele lat wyobraźnie fanów serii, chcących zobaczyć jak wojna w tym świecie właściwie wyglądała.


Poza komiksami i książkami, bodaj pierwsze przedstawienie jakie mogliśmy widzieć na ekranie, i to komputera, to serie gier of Bethesda Softworks - „The Terminator 2099” z 1993 roku, „The Terminator: Future Shock” z 1995 oraz „The Terminator: Skynet” z 1996, wszystkie będące strzelankami z pierwszej osoby. Niestety potem seria filmowa zaliczyła mocny spadek jakości, po którym już nigdy się nie podniosła, i chociaż nie każdy z tych filmów jest tragiczny, to są co po najwyżej mocno średnie. Nie przeszkodziło to jednak marce ponownie zabłysnąć w 2019 roku za sprawą gry „Terminator: Resistance” polskiego studia Teyon (gorąco polecam tą grę). Dziś jednak pora na moje, niepełne, wrażenia z RTSa „Terminator: Dark Fate – Defiance”.

Skynet=false;
Legion=true;

Podróże w czasie, chodź będące interesującą koncepcją, stają się prawdziwym bólem głowy jeżeli wykorzystuje się je w ramach jednej fabuły zbyt często. „Terminator: Dark Fate – Defiance”, bazujący na filmie z 2019 roku, osadzony jest alternatywnej wersji przyszłości, gdzie Skynet nigdy nie powstał, jednak zastąpił go Legion, bo jak powiedział T-850 w trzecim z kolei filmie – „Dzień Sądu jest nieunikniony”. Podobnie jak w oryginalnym kontinuum, Legion doprowadza do nuklearnej zagłady połączonej z atakiem morderczych maszyn na niezbombardowane bronią atomową miasta.

Gra rozpoczyna się od trzech misji wprowadzających, z których jedna dzieje się w czasie Dnia Sądu, a dwie pozostałe 10 lat później. Jako dowódca jednego z oddziałów organizacji „Founders”, będącej przekształconą dawną amerykańską armią, podejmujemy się trudnego zadania walki z siłami Legiona. Misje te mają na celu zaznajomienie ze wszystkimi występującymi w grze mechanikami i robą to całkiem sprawnie, prowadzając gracza jednocześnie w rys fabularny tej produkcji.

Całość akcji będziemy obserwować z kamery stosunkowo wysoko zawieszonej nad polem walki. Z jednej strony daje to dobry ogląd na sytuację, z drugiej nie pozwala przyjrzeć się dobrze walczącym jednostkom, gdyż kamery nie możne przybliżyć zbyt blisko ziemi.

Sama rozgrywka przypomina skrzyżowanie gier „Soldiers of Anarchy” oraz „Ground Control”. Przed większością misji musimy wybrać jakie z naszych jednostek będą brały w niech udział. W części z nich będziemy mogli stopniowo wprowadzać nowe w ramach wsparcia. Mikrozarządzanie jednostkami w tej grze jest bardzo ważne z dwóch powodów. Pierwszy, w misjach nie budujemy baz zatem nie mamy możliwości uzupełniania strat w jednostkach. O ile pojazdy można w czasie walki naprawiać, i robi to sama załoga pojazdu, o tyle zabity żołnierz z oddziału piechoty będzie stratą niepowetowaną aż do zakończenia misji. Druga to amunicja i paliwo. Każdy oddział piechoty i pojazd ma ograniczone zasoby amunicji, a pojazdy jeszcze paliwa. O ile to drugie nie jest zużywane specjalnie szybko i raczej nie będzie konieczności tankowania pojazdów w czasie walki, o tyle amunicja zużywana jest zwykle w zastraszającym tempie, szczególnie ta do granatników czy wyrzutni rakiet. Co prawda nasi żołnierze umieją dobrze wybierać cele i nie będą strzelać z wyrzutni przeciwpancernej do piechoty ale i tak należy ciągle pilnować kto do czego strzela, żeby nie okazało się za chwilę, że amunicja się skończyła.


Z pomocą przychodzi system aktywnej pauzy, podczas której możemy wydać naszym oddziałom rozkazy. Sam interface jest dość przejrzysty, aczkolwiek ikony jednostek na pasku mogły by być trochę większe.

Inną ciekawostką są opcjonalne zadania jakie czasem w misjach potrafią się pojawić. Niektóre z nich aktywują się po skierowani jednostek w określone miejsce mapy, inne po porozmawianiu z obecnymi na mapie postaciami.


Żywe pustkowia

Pomiędzy misjami będziemy się przemieszczać po mapie obejmującej swoim obszarem stany Kolorado, Kansas, Oklahoma, Nowy Meksyk, Teksas oraz kawałek samego Meksyku. Przybywając do kolejnych osad, będziemy mogli wejść w dialogowe interakcje z jego mieszkańcami, z którymi można pohandlować lub zwerbować dla swojej sprawy nowych rekrutów. Jednak przemierzanie mapy nie jest bezkarne, gdyż każdy z oddziałów jaki posiadamy będzie zużywał podczas podróży cenne zasoby, dlatego bardzo ważną decyzją jest ile oddziałów i sprzętu tak naprawdę jest nam niezbędne do wykonywania naszych zadań, a bez których możemy się obejść aby wystarczyło nam zasobów na kolejną podróż.

Mnie na razie udało się zwiedzić z tej mapy niewiele i sądząc po jej rozmiarze, jestem gdzieś w połowie jej pierwszego aktu, walcząc z Kartelem, przedwojennymi gangami, które poszły na bliżej nieokreślony układ z Legionem. Same jednostki maszyn, z którymi do tej pory przyszło mi się zmierzyć, nawiązują swoją stylistyką do różnych modeli z wcześniejszych linii czasowych, zarówno tych pojawiających się w filmach jak i w publikacjach książkowych czy komiksowych. Mają one jednak inną stylistykę, gdzie chrom został wyparty przez matową czerń, jednak charakterystyczne czerwone sensory i oczy dalej są na swoich miejscach.

Ciekawostką jest encyklopedia zawarta w grze, w której można trochę lepiej przyjrzeć się wszystkim jednostką oraz poczytać trochę na ich temat.

Grafika i dźwięk

Pod względem wizualnym szału nie ma ale nie jest to absolutnie gra brzydka. Wręcz przeciwnie, jak na ten sposób ustawienia kamery to zastanawiam się po co jednostki mają aż tak szczegółowe modele i tekstury. Wszystkie budynki, roślinność jak i teren są również wystarczająco szczegółowe aby cieszyć oko podczas przechodzenia kolejnych misji. Dziwi mnie tylko kompletny brak anti-aliasingu w gdzie, przez co brzegi modeli, szczególnie budynków wydają się być poszarpane. Inne efekty wizualne stoją na naprawdę dobrym poziomie. Wszystkie wybuchy, smugi od pocisków, efekty uderzeń większej czy mniejszej amunicji wyglądają naprawdę dobrze. Co ciekawe, budynki w grze można niszczyć, trzeba tylko użyć do tego odpowiednio ciężkiej broni.

W warstwie dźwiękowej też jest nieźle. Cała gra ma pełne udźwiękowienie dialogów, co po przechodzeniu wybrakowanego pod tym względem „Warhammer 40000: Rogue Treader” jest bardzo miłą odmianą. Sami aktorzy zwykle całkiem nieźle poradzili sobie ze swoimi rolami, chociaż są też małe zgrzyty w tej materii. Za to efektom dźwiękowym zarzucić nic nie mogę, są dokładnie takie jak powinny być. Muzyka w grze jest, ale nie wyróżnia się ona nie czym szczególnym i nie nawiązuje w żaden sposób do motywów znanych z filmów. Z drugiej strony pasuje do tego co dzieje się na ekranie i nie ma się w zasadzie do czego w niej przyczepić.

Gram dalej

Po skończeniu gry dodam jeszcze trochę słów o jej ogólnym poziomie trudności, o samej fabule oraz o trybie multiplayer. Jak na razie jest to dla mnie gra wymagająca, z dość wysoko postawioną poprzeczką odnośnie samej walki jak i zarządzania oddziałami poza nią, ale jednocześnie dająca dużo frajdy z pokonywania stawianym przede mną wyzwań. Dla fanów gier w stylu starego „Ground Control” czy „Soldiers of Anarchy” jak znalazł. Czy dla fanów Terminatora. To zależy. Jeżeli nie lubicie trudnych gier (chociaż nie są do Soulsy) ani niczego co wypuszczono do kin po „Terminatorze 2”, to nie będzie to dobra gra dla was. Całą resztę zachęcam do spróbowania.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mecha Break - świetna gra czy nachalne pay-to-win? (recenzja wersji DEMO)

  Wielkie roboty, temat bardzo popularny w Japonii, a od pewnego czasu także poza nią. Większość graczy będzie je kojarzyć z takimi markam...