Przemoc
w grach, temat przegadany wzdłuż i wszerz od czasu pierwszych kontrowersji
wywołanych takimi tytułami jak „DOOM” czy „Mortal Kombat”. Dużo było dyskusji
nad tym, czy postęp graficzny i coraz bardziej realistyczne przedstawienie
przemocy na ekranie spowoduje opłakane skutki społeczne. Cóż, inne media elektroniczne zrobiły to dużo skuteczniej. Poza tym, nie zawsze
potrzeba realistycznej grafiki aby w bardzo sugestywny sposób pokazać przemoc.
Czasem wystarczy dosłownie kilka pikseli. Wśród gier, w które grałem były już
dwa takie tytuły – „Sadist 2”, będący niczym innym jak sandboxem symulującym dręczenie komputerowych ludzików na przeróżne
sposoby, oraz „Soldat”,
świetna multiplayerowa strzelanka 2D, która chociaż nie tak brutalna jak
„Sadist 2”, ma świetną mechanikę strzelania i poruszania się. A potem przyszedł
czas na grę „Butcher”, przygotowaną przez polskie studio Phobia Game Studio
oraz Transhuman Design, twórców „Soldata”.
Ośmiopikselowy rzeźnik
„Butcher”,
jak na produkty w stylu retro przystało, ma szczątkową fabułę. Gra rozpoczyna
się w jakieś mrocznej fabryce, gdzie my jako cyborg zjeżdżamy z taśmy
produkcyjnej, a następnie przechodzimy „kalibrację”. Polega ona na mordowaniu pikselowych
ludzików, najpierw nieuzbrojonych, a później coraz groźniejszych. Całość ma nas
przygotować na wyzwania jakie spotkamy później. Wystrzeleni w kierunku stacji
kosmicznej mamy eksterminować ludzkość.
Gra jest podzielona na kilka części. Pierwsza to wspomniana kalibracja. Druga to stacja kosmiczna, będąca hubem łączącym ze sobą poszczególne epizody gry. Jest ich pięć, i każdy składa się z czterech poziomów. Ostatni etap to walka z bossem. Poszczególne poziomy są dość zróżnicowane pod względem układu pomieszczeń oraz rozmieszczenia przeciwników. W jednych będziemy przemieszczać się metodycznie eliminując kolejne ludziki. W innych przyjdzie nam walczyć na większych czy mniejszych arenach z kolejnymi falami teleportujących się na arenę przeciwników. W jeszcze innych będziemy uciekać przed piłami tarczowymi czy podnoszącym się poziomem lawy. Warto zaznaczyć, że czasami o wiele groźniejsze od samych przeciwników jest otoczenie. Wpadnięcie na piłę tarczową, kolce czy pod poruszającą się w dół windę oznaczać będzie nasz koniec. A każda śmierć cofa nas na początek etapu. Jest to może rozwiązanie brutalne ale zwykle niespecjalnie denerwujące z uwagi na długość poszczególnych poziomów.
Szaro bura reprezentacja świata
Grafika
w „Butcher” to dla mnie największa zaleta i jednocześnie wada tej gry. Z jednej
strony mamy bardzo szczegółową, pikselową grafikę, w której zadbano o takie
szczegóły jak bezproblemowe odróżnienie uzbrojenia naszego i przeciwników,
łuski wypadające po wystrzale oraz krew, mnóstwo krwi, wręcz jej absurdalne
ilości, które zalewają
wszystko dookoła. Ponad to, przeciwnicy zwykle nie giną od razu ale powolnie
wykrwawiają się jęcząc z bólu na ziemi lub giną szybciej spaleni miotaczem
płomieni. I tak, rannych można dobijać. Z drugiej strony, gra cierpi trochę na
dość ubogiej palecie barw, utrzymanej w klimatach pierwszej części „Quake’a”.
Większość etapów jest szaro-bura, z czasem jest trochę ciemnej zieleni, lawy
lub wody. Co prawda taki wygląd pasuje bardzo dobrze do klimatu gry, jednak
powoduje, że część detali otoczenia zwyczajnie w tym ginie, a czasem tez
utrudnia nawigację w ciemniejszych miejscach.
Za to warstwa dźwiękowa jest bezbłędna. Wszystkie efekty dźwiękowe są wyśmienite, doskonale pasują do tego co dzieje się na ekranie. To samo tyczy się muzyki, która w większości jest mocną elektroniczną mieszanką, inną dla każdej sekcji gry. Bardzo przyjemnie się jej słucha w czasie pokonywania kolejnych etapów.
Gra dla każdego?
O dziwo,
tak! Reklamowana wcześniej jako gra, gdzie najłatwiejszy poziom to trudny,
twórcy zgodzili się dodać poziom trudności dla casuali, gdzie dostajemy tak przypakowaną
postać, iż w większości przypadków będziemy ginąć zabici przez elementy otoczenia
a nie przez przeciwników. Pozwala to poczuć się jak prawdziwy rzeźnik… jednak
sprawia, że grę można przejść w około jedną godzine. I to w zasadzie jedyna
wada tego rozwiązania. Z drugiej strony, zawsze możemy spróbować swoich sił na
wyższych poziomach trudności, gdzie zabawa staje się znacznie bardziej
wymagająca. Ale, według mnie, warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz