poniedziałek, 7 października 2024

Transformers Battlegrounds – turowa gra taktyczna dla najmłodszych i nie tylko

Transformersy, dla pokolenia ludzi, których dzieciństwo przypada na lata 1980-90, jest to jedna z ważniejszych marek jakie wtedy poznali. Prosta historia o wojnie domowej dwóch frakcji transformujących się robotów, które z powodu zniszczenia wojną swojej rodzimej planety, Cybertronu, udają się w poszukiwaniu nowych surowców i rozbijają się na Ziemi. Tak zaczęła się historia znana jako „Generation 1”, a było to już 40 lat temu, która służyła przede wszystkim reklamowaniu sprzedawanych przez Habro, a stworzonych przez głownie przez Takarę, serii zabawek związanych z serialem. Od tego czasu przeszła one niezliczone ilości permutacji zarówno w serialach animowanych, filmach, jak i komiksach. Nie mniej ciekawie było w przypadku egranizacji tych historii, a jedną z nich przedstawię dziś. Mowa o grze „Transformers: Battlegrounds” bazującej na całkiem niezłym serialu „Transformers: Cyberverse”. Jak to wypadło tym razem?

W poszukiwaniu Wszechiskry

Fabuła „Transformers: Battlegrounds”, jak na grę bazującą na serialu dla dzieci, nie jest specjalnie skomplikowana. Decepticony atakują Central City, a do walki z nimi staje Bumblebee oraz Windblade. Aby chronić znajdująca się w pobliżu postać gracza, Bumblebee prosi sondę Teletran X o pomoc, którą ten ochoczo oferuje chwytają nas i unosząc wysoko nad ziemię. W ten sposób zostajemy pomocnikiem Autobotów wydając im rozkazy podczas potyczek z Decepticonami.

Nasz przygoda podzielona jest na cztery akty, każdy osadzony w innym środowisku i składający się z kilku misji. Z Decepticonami przyjdzie nam się zmierzyć zarówno w gęsto zabudowanym mieście, na czarownych piaskach amerykańskiej pustyni, pośród zielonego lasu jak i na zbudowanej całkowicie z metalu powierzchni Cybertronu.

Siły autobotów, które będą stopniowo rosły wraz z postępami w rozgrywce, składają się z Bumblebee, Windblade, Wheeljacka, Arcee, Grimlocka oraz Oprimusa Prime’a. W każdej misji będziemy mieli do dyspozycji maksymalnie trzy z nich. W niektórych będziemy mogli sobie maksymalnie trzy roboty, z czego w jednych misjach wybór będzie dowolny a w innych częściowo ograniczony lub całkowicie niemożliwy. Każdy z naszych wojowników posiada inne zdolności ataku, dlatego warto się zastanowić, których weźmiemy na misje. Po ukończeniu każdego etapu dostaniemy pewną ilość punktów, które będziemy mogli wydać w laboratorium Wheeljacka na nowe rodzaje ataków dla naszych robotów.

Gra taktyczna bez RNG

Pomimo, iż na pierwszy rzut oka „Transformers: Battlegrounds” przypominają odświeżony w 2012 „XCOM: Enemy Unknown”, gdzie wydajemy punkty akcji na ruchy i ataki, mechanicznie gra ma jedną zasadniczą różnicę. Nie ma w niej w ogóle losowości. Oznacza to, że jeżeli zaatakujemy przeciwnika to otrzyma on za każdym razem taką ilość obrażeń jaką gra pokazuje. Działa to oczywiście w obydwie strony i nasze roboty również otrzymają obrażenia jeżeli tylko przeciwnik będzie w stanie je zadać. Osłony w grze funkcjonują jedynie jako blokady linii strzału. Ciekawostkę są elementy otoczenia, które można zniszczyć zadając przy tym stojącym przy nich robotom obrażenia oraz odpychając je w różne strony na znaczne odległości. Warto też wspomnieć, że nasza każda akcja powoduje ładowania paska superataku, wspólnego dla wszystkich robotów. Te potrafią mieć bardzo ciekawe działanie, a znalezienie odpowiedniej kombinacji tych i zwykłych ataków przynosi niemałą satysfakcję.


Zależnie od wybranego poziomu trudności misje będą dość łatwe, co sprawi, że zabawa będzie przyjemna dla początkujących adeptów sztuki wojennej lub będą one stanowić prawdziwe wyzwanie taktyczne nawet dla weteranów tego typu gier.

Zupełnie jak w kreskówce

Pomimo, iż „Transformers: Battlegrounds” graficznie nie jest powalające to całość oprawy jest spójna i przyjemne dla oka. Modele postaci i animacje wyglądają bardzo podobnie do tego co można zobaczyć na ekranie. Trochę gorzej wypada tutaj realizacja otoczenia, ale to głównie przez rozdzielczość ich tekstur. Za to efekty wizualne i dźwiękowe są bardzo dobre zrealizowane. Dodatkowym smaczkiem jest fakt, że w grze postaciom głosów użyczyli dokładnie ci sami aktorzy co w serialu. Szkoda tylko, że polska wersja językowa ogranicza się tylko do napisów. Jednak tłumaczenie jest zrealizowane wzorowo, a młodszych graczy skłoni to przynajmniej do ćwiczenia umiejętności czytania.

Werdykt

Jako tytuł bazujący na słynnej marce „Transformers: Battlegrounds” jest bardzo dobrze wykonanym produktem skierowanym do nieco młodszej widowni. Kolorowa grafika rodem z kreskówki, powierzchownie nieskomplikowana warstwa taktyczna, która pozbawiona jest losowości mogącej frustrować młodszego dobiorę. Jedyne co mogę tej grze zarzucić to brak jakiegokolwiek trybu multiplayer, chociażby pozwalającego bawić się we dwie osoby je jednym komputerze. Ale i tak uważam, że jest to tytuł godny polecenia.

P.S.

Szkoda, że Activision straciło prawa do wydawania gier z serii Transformers, gdyż przez to nowi gracze nigdy, przynajmniej legalnie, nie będą w stanie zagrać w tak wspaniałe gry jak „Fall of Cybertron” czy „Devastation”, gdzie ceny kluczy do gry na PC kosztują w przedziale 550 a 2200 PLN. Pod tym względem gracze konsolowi mają trochę łatwiej ale ceny również nie są zachwycające. To są niestety cienie dystrybucji elektronicznej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mecha Break - świetna gra czy nachalne pay-to-win? (recenzja wersji DEMO)

  Wielkie roboty, temat bardzo popularny w Japonii, a od pewnego czasu także poza nią. Większość graczy będzie je kojarzyć z takimi markam...