Większość ludzi kupuje oczami, a duża część graczy kupuje zwiastunami. Nie inaczej było w moim przypadku z grą „ANNO Mutationem”. Cyberpunkowa przygoda ubrana w pixelartową stylistykę oraz ciekawie wyglądająca walka bardzo szybko skłoniły mnie do nabycia tego tytułu. I muszę przyznać, że moje oczekiwania zostały nie tylko spełnione ale wręcz przerośnięte. Ale po kolei.
W bliżej nieokreślonej przyszłości
„ANNO Mutationem” nigdy nie zdradza gdzie i w jakim czasie się dzieje. Wprowadzenie do gry jest dość tajemnicze i mnie na myśl przywodziło sceny z „Neon Genesis Evangelion”. Otóż w tajemniczą, i do tego olbrzymią dziurę w ziemi otoczonej czarnymi filarami, i w której zatknięty jest obiekt z grubsza przypominający czarny krzyż, wystrzelone zostają trzy pociski rakietowe. Następuje potężna eksplozja, którą obserwuje ze swojego centrum dowodzenia grupa naukowców. Cała akcja jest określona jako porażka. Następna scena ukazuje młodą dziewczynę z długimi czarnymi włosami i odzianą w łachmany, która budzi się w zasypanym śniegiem zrujnowanym mieście. Nagle słyszymy głośne stukanie i ze snu budzi się nasza bohaterka, Ann Flores.
Do drzwi jej mieszkania dobija się kurier z przesyłką zawierającą latający projektor holograficzny, który jest prezentem od jej, lekko denerwującej, dziewczyny imieniem Ayane. Ta, z powodu swojej choroby (prawdopodobnie paraplegii), nie jest w stanie opuszczać swojego domu. Jak się niedługo okazuje sama Ann również ma swoją przypadłość, Entanglelitis, która powoduje zaniki pamięci i skłonność do wściekłego atakowania każdego kto się nawinie pod rękę. Tak zaczyna się około dwudziestogodzinna przygoda, która zaprowadzi nas w różne zakamarki tego cyperpunkowego świata oraz odsłoni niejedną jego tajemnicę.
Perspektywa, walka i rozwój
Jedną z najciekawszych rzeczy jakie wyróżnia „ANNO Mutationem” na tle większości gier w jakie miałem okazję w życiu grać to perspektywa prezentacji rozgrywki. Tytuł ten stanowi bardzo ciekawe połączenie dwuwymiarowych spritów postaci x całkowicie trójwymiarowym środowiskiem. Niby nie jest to nic nowego, już pierwszy „DOOM” korzystał z tej technologii, jednak w „ANNO” kamera jest na stałe zablokowana w rzucie bocznym, co sprawia, że na grę patrzy się jak na platformówkę. Nie przeszkadza to w żaden sposób w zwiedzaniu dostępnych w grze lokacji, gdyż mamy pełną swobodę ruchu w każdym kierunku, a obiekty, które zasłaniały by nasze pole widzenia, gra usuwa z przed kamery. Muszę przyznać, że po początkowej fazie przyzwyczajania się, ta forma prezentacji po prostu mnie urzekła.
W sekcjach, w których przyjdzie nam walczyć o głębię otoczenia nie musimy się przejmować, gdyż poruszanie się do i od kamery zostaje zablokowane tak abyśmy mogli się skupić na sprawnym pokonywaniu przeszkód i walce. A ta jest naprawdę dobrze zrealizowana. Do naszej dyspozycji będziemy mieli trzy rodzaje broni. Pierwsza to lekkie miecze, które atakują szybko ale mają słabe przebicie pancerza. Druga to miecze ciężkie, które są w większości tak olbrzymie, że sam Guts z „Berserka” by się ich nie powstydził. Ich prędkość ataku jest wolna ale za to zasięg, obrażenia i przebicie pancerza bardzo wysokie.
Pokonani przeciwnicy będą
upuszczać różnego rodzaju przedmioty, z których możemy pozyskać surowce do
produkcji nowych broni i ulepszeń lub sprzedać i kupić nowy oręż za gotówkę.
Inną korzyścią z pokonywania przeciwników jest otrzymywanie dwóch rodzajów
punktów doświadczenia. Niebieskie pozwalają na odblokowanie dodatkowych umiejętności
postaci, a czerwone ulepszają podstawowe statystyki Ann. Obydwa te systemy nie
są specjalnie skomplikowane, ich obsługa jest w grze dobrze objaśniona, a ilość
możliwych do zdobycia w grze przedmiotów i punktów pozwala na odblokowanie w
zasadzie wszystkich interesujących broni czy umiejętności do końca gry.
Artystyczna uczta
Pomimo, że grafika w „ANNO Mutationem” nie powala niesamowicie wysoką rozdzielczością to na każdym innym poziomie jest bardzo dobrze wykonana. Połączenie płaskich spritów z trójwymiarową przestrzenią wygląda świetnie, a ilość różnego rodzaju drobnych detali sprawia, że wszystkie lokacje wyglądają bardzo przekonująco. W ośrodkach miejskich mamy dość dużo przechodniów, co prawda powtarzalnych, ale jednak dobrze oddających atmosferę zatłoczonych miast.
Ci którzy stoją, często prowadzą ze sobą różne rozmowy, którym możemy się przysłuchać. Do tego dochodzą różnego rodzaju sklepy, ciekawe postaci dający zadania poboczne, porozwieszane plakaty, skrzynki z przedmiotami, ale i sterty śmieci, kolorowe neony i lampy, czy tłumy szalejące w takt muzyki wirtualnej idolki. To wszystko sprawia, że te miejsca po prostu żyją i dobrze sprzedają klimat świata, w którym rozgrywa się gra.
Animacje postaci, chociaż nie mają może specjalnie płynnej mimiki twarzy, to na każdym innym polu wypadają bardzo dobrze. Są płynne, szczegółowe, a w czasie walk bardzo widowiskowe. Trochę gorzej kwestia ma się z udźwiękowieniem. O ile same efekty dźwiękowe są świetnie wykonane nie można tego samego powiedzieć o dialogach.
Otóż gra nie jest w pełni dubbingowana, i pomimo, iż wszystkie główne postacie z jakimi przyjdzie nam rozmawiać mają nagrane kwestie, to niestety nie są one przygotowane do wszystkich tekstów. Wielka szkoda. Innym problemem jest fakt, że czasem napisy do dialogów zupełnie nie zgadzają się z tym co wypowiadają postacie. Muzyka za to jest świetnie wykonana i bardzo dobrze pasuje do klimatu lokacji w jakich jest odgrywana.
Werdykt
Pomimo wspomnianych wyżej drobnych
niedociągnięć to „ANNO Mutationem” jest tytułem po prostu fenomenalnym.
Ciekawa, choć początkowo pogmatwana fabuła, piękna acz pixelartowa grafika, wzorcowo
wykonana walka, duże i żywe lokacje, rozwój postaci, to wszystko naprawdę wciąga
i nie pozwala się oderwać od ekranu przez długie godziny. Dlatego jeżeli
jesteście fanem Anime, cyberpunka, platformówek oraz gier RPG to bez problemu
odnajdziecie się w tym tytule. Jeżeli lubicie tylko jeden z wymienionych tu
elementów to i tak powinniście w tą grę spróbować zagrać. Istnieje bardzo duża
szansa, że się wam spodoba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz