Zanim id Software w 1992 roku na zawsze zmienił rynek gier strzelanych popularyzując widok z oczu bohatera, prawdziwym królem, jeżeli chodzi o gatunek, były platformówki. Zarówno te grzeczniejsze, gdzie mały hydraulik z wąsem zbierał złote monety i walczył z żółwiami, czy te bardziej szalone, gdzie niebieski jeż, pędząc na złamanie karku, zbierał złote pierścienie i niszczył roboty. Jednak dla większości graczy z nad Wisły, którzy należą do mojego pokolenia, prawdziwą grą legendą z gatunku platformówk będzie „Contra”, w którą u nas można było zagrać na konsoli Pegasus, czyli Taiwańskiej podróbce NES. Ciekawostką jest, że konsola ta sprzedawana na naszym rynku była przez firmę Bobmark, która po upadku popularności tych urządzeń, przerzuciła się na dystrybucję napojów gazowanych znanej polskiej marki. A sama „Contra”, w wydaniu jaki znamy, to konwersja gry z automatów, w której wcielamy się w komandosów, Billa Rizera i Lance’a Beana walczący na fikcyjnym archipelagu Galuga z Organizacją Czerwonego Jastrzębią. Rozgrywka jest prosta jak budowa cepa – biegniemy w prawo, strzelamy do wszystkiego co się rusza i świeci, zbieramy lepsze bronie, walczymy z wielkimi bossami i giniemy od jednego trafienia. Formuła tak prosta, iż gier tego typu powstały setki, a samej „Contry”, która nie była wcale pierwszą tego typu grą, doczekaliśmy się trzynaście odsłon na różne platformy. A jak na tym tle wypada wydany w 2019 roku „Blazing Chrome”?
Świat się skończył
„Blazing
Chrome” zaczyna się animowanym intrem, gdzie dowiadujemy się, iż ludzkość
została prawie całkowicie pokonana przez armię morderczych robotów, zwanych „tosterami”.
Nasi bohaterowie, blod komandoska Mavra i przeprogramowany toster Doyle, wybierają
się na samobójczą misję na tyłach wroga, która ma ocalić resztki ludzkości. Czy
im się uda? To zależy tylko od naszej zręczności… i pamięci.
Rozgrywka „Blazing Chrome” to idealny list miłosny do gier z epoki NES i SNES. Biegniemy w prawo (cofać się nie można), skaczemy, strzelamy do robotów, zdobywamy ulepszenia i nową broń. Sterowanie jest bardzo precyzyjne i jeżeli nasza postać znajdzie się w niewłaściwym miejscu i zginie, to będzie tylko nasza wina.
Menażeria przeciwników nie jest specjalnie duża ale jest dość zróżnicowana. Będą to zarówno roboty, które chcą nas dopaść z bliska, stojące i strzelające czy latające. Niektóre też wychodzą potrafią wyskoczyć na nas spod ziemi lub zeskoczyć z sufitu. W grze cały czas trzeba się ostro pilnować, gdyż każdy kontakt z przeciwnikiem czy pociskiem kończy się utratą jednego życia.
Gra oferuje rozgrywkę dla jednego i dwóch graczy oraz trzy poziomy trudności, które czynią rozgrywkę przystępną nawet dla osób o mniejszej zręczności. Na najłatwiejszym mamy to dyspozycji więcej żyć, zapis gry w czasie przechodzenia etapu, przez co nie musimy zaczynać go od samego początku po utracie wszystkich żyć, oraz pomocnicze ulepszenia po każdej śmierci. Poziom normalny nie oferuje kapsuł, a poziom hardcore, który odblokowujemy po przejściu gry na poziomie normalnym, jest pozbawiony zapisu gry i oferuje na start tylko trzy życia oraz ograniczoną ilość kontynuacji.
Gra jest dość trudna ale uczciwa. Przeciwnicy nie wypadają w niej bez końca oraz pojawiają się w dokładnie tych samych momentach etapu co pozwalaj nauczyć się ich na pamięć. Na samym początku gry mamy dostępną mapę i możemy przejść cztery pierwsze etapy w dowolnej kolejności. Różnią się one od siebie długością, stopniem trudności oraz scenerią. Po ich przejściu odblokowujemy dostęp do etapu piątego i w konsekwencji szóstego, które przechodzić trzeba w jednym ciągu. O ile cztery pierwsze etapy nie są zbyt trudne do ogarnięcia, tak początek etapu piątego przywołał u mnie najgorsze opowieści o grze „Battletoads” – śmigamy przez etap na lewitującym motocyklu, strzelamy do przeciwników… i przeskakujemy przez przeszkody, całe serie przeszkód… Na szczęście po tej sekcji jest już znacznie lepiej, a przedostatni etap, gdzie grafika wygląda jak w trybie ala MODE7 ze SNES, był naprawdę miłą odmianą.
Graficznie grze jest najbliżej do „Contry 3”, z kolorową i ładne animowaną pikselową grafiką. Wszystko co widać na ekranie wygląda jak wyjęte prosto z produkcji z przed 30 lat. Tyczy się to zarówno tego jak postacie są narysowane, jak się poruszają oraz jakie „sztuczki” zastosowano łącząc kilka ruchomych spritów w jeden obiekt na ekranie. To samo tyczy się warstwy dźwiękowej, gdzie prymitywna digitalizowana mowa przeplata się z efektami strzałów i wybuchów, a to wszystko w rytm chiptunowej muzyki. Aż się łezka w oku kręci…
„Blazing Chrome” polecam każdemu fanowi gier typy run’n’gun, za naszych czasów zwanych „side scrolling shoot’em up”, z czystym sumieniem. Gra jest po prostu bezbłędna chociaż momentami trochę przegina z poziomem trudności, ale jaka stara gra tego nie robiła? ;) A jeżeli macie kolegę lub koleżankę do grania to zabawa będzie jeszcze lepsza.
P.S.
12 marca 2024 roku ukazała się gra „Contra: Operation Galuga”, będąca kompletnym remakiem pierwszej części serii. Niestety, ale galopujące ceny gier nie pozwalają mi się w nią na razie zaopatrzyć, ale pewnie w przyszłości ją też opiszę bo sam jestem ciekaw czy pod całą nowoczesną grafiką jest to dalej stara „Contra”.