Seria „Homeworld” zaczęła swój żywot w roku 1999 za sprawą studia Relic Entertainment, znanego większości fanom RTSów z gier spod znaku „Warhammer 40000: Dawn of War” oraz „Company of Heroes”. Gra, będąca względnie klasycznym RTSem, zyskała wielkie grono fanów i doczekała się trzech odsłon od pierwotnego producenta. Potem dla wydawcy Relica, firmy THQ, nastały trudne czasy i prawa do marki zostały sprzedane Gearbox Software. Ci w pozwolili na stworzenie prequela twórcom poprzednich odsłon, zgromadzonych pod sztandarem Blackbird Interactive. I tak w 2016 roku narodził się „Homeworld: Deserts of Kharak”, który mroźną pustkę kosmosu zamienia na rozgrzane słońcem piaski pustyni.
Jak to się wszystko zaczęło?
Muszę
przyznać się do faktu, iż nigdy w oryginalne gry z serii nie grałem i nie za
bardzo potrafię powiedzieć dlaczego, gdyż jestem wielkim fanem gatunku RTS. Za
to „Deserts of Kharak” przyciągnęły moją uwagę w zasadzie od pierwszego zwiastuna
jaki obejrzałem – duże otwarte przestrzenie na spalonej słońcem pustyni,
fantastycznie wyglądające bitwy mniejszych i większych pojazdów oraz
majestatyczne gąsienicowe lotniskowce sunące powoli przez wydmy. Jako wielki
fan „Diuny”, growej i książkowej, nie mogłem w tą grę nie zagrać.
Historia opowiedziana w „Deserts of Kharak” jest rozwinięciem tego co zostało wspomniane na początku pierwszej części „Homeworld”. Planeta Kharak pomału umiera, zmienia się w niezdatną do życia pustynię. Istoty ją zamieszkujące, humanoidalni Kushan, po okresie krwawych wojen religijnych zjednoczyli swoje podzielone na klany społeczeństwo i szukają sposobu na przetrwanie. Ich naukowcy zdołali dowieść, że nie wywodzą się z tej planety, ale dalej nie wiedzą jak tutaj trafili. Do czasu.
Przypadek sprawił, że satelita, który miał poszukiwać obiektów przypominających statki kosmiczne w przestrzeni kosmicznej uległ awarii i skierował swoje sensory na powierzchnię Kharak. Zaowocowało to odkryciem „pierwotnej anomalii” pod powierzchnią piaszczystej planety w obszarze zwanym Great Banded Desert. Pierwsza misja wysłana aby ją zbadać przepadła bez wieści. Podejrzewając, że może mieć to związek z nastawionym wrogo do reszty kushańskiego społeczeństwa klanem Gaalsien, który za wszelką cenę chce powstrzymać ekspansję Kushan w kosmos, święcie wierząc, że całą planetę spotka za do straszliwa kara z rąk bóstwa zwanego Sajuuk, tym razem siły Koalicji przygotowują w pełni uzbrojoną wyprawę. Kluczową postacią tego przedsięwzięcia staje się główny oficer naukowy, Rachel S'jet, która, poza powódkami naukowymi, pragnie poznać los swojego brata, który brał udział w poprzedniej ekspedycji. I tak na pustynie Kharaku rusza lądowy lotniskowiec Kapisi aby dokonać wiekopomnego odkrycia.
RTS pełną gębą
„Homeworld:
Deserts of Kharak” to klasyczny RTS z jedną, zasadniczą różnicą, i do tego
charakterystyczną dla serii Homeworld, nasza główna baza jest ruchoma. Jest ona
też jednocześnie przetwórnią surowców i jedyną fabryką jednostek. Dlatego nie
ma w tej grze mowy o budowie budynków poza wieżyczkami obronnymi czy modułami zwiększającymi
ilość jednostek jakie możemy zbudować. Cała reszta to standardowy RTS, gdzie
przechodząc kolejne misje rozbudowujemy arsenał dostępnych pojazdów aby na sam
koniec zmierzyć się w walnym starciu z głównym przeciwnikiem. Jednostki jakie
będziemy mieli do dyspozycji to wyłącznie pojazdy (w grze nie ma piechoty), od
12 metrowych lekkich pojazdów zwiadowczych przez większe, 30 metrowe czołgi
uzbrojone w szybkostrzelne działa lub railguny, 100 metrowe krążowniki z
różnego typu uzbrojeniem dalekiego zasięgu, trzy typy samolotów oraz sam 568
metrowy lotniskowiec. Nie jest to gra, w której możemy zalać przeciwnika masą
jednego rodzaju jednostek i łatwo go pokonać. Każda ma swoją funkcję i dopiero
ich odpowiednia kombinacja pozwala na odniesienie zwycięstwa. Surowce za to
będziemy pozyskiwać z resztek statków kosmicznych jakie na planecie Kharak
rozbiły się przez stulecia.
W miarę postępów w kampanii, nasze jednostki oraz lotniskowiec będzie można ulepszać za pomocą zdobytych zasobów. W przypadku jednostek modyfikacjom ulegają zwykle takie parametry jak pancerz, siła ognia czy szybkostrzelność. Lotniskowiec za to może ulepszać swoje zdolności produkcyjne jak i dodać systemy naprawiające pobliskie jednostki, zwiększyć ilość i zasięg posiadanego uzbrojenia, a ostatecznie zainstalować wyrzutnię potężnych pocisków taktycznych mogących zmieść z powierzchni pustyni całe oddziały przeciwnika lub poważnie uszkodzić wrogi lotniskowiec. Warto też utrzymywać nasze jednostki przy życiu gdyż z czasem zyskują one doświadczenie i dzięki niemu coraz lepiej spisują się w walce.
Walka w „Homeworld: Deserts of Kharak” najbardziej przypomina starcia okrętów na morzu, z tą różnicą, że tutaj dochodzi jeszcze zmienna wysokość terenu oraz blokowanie linii wzroku przez wydmy i skały. Znany z poprzednich odsłon serii widok pokazujący zasięg działania sensorów jednostek jest również dostępny. Jest to bardzo przydatna funkcja, gdyż tylko z tej perspektywy możemy zobaczyć cały obszar gry oraz łatwo dostrzec zbliżające się zagrożenie.
Fenomenalna grafika i dźwięk
Pomimo
upływu czasu „Homeworld: Deserts of Kharak” dalej wygląda i brzmi wyśmienicie.
Wszystkie jednostki, pomimo, że zwykle oglądamy je z perspektywy kamery
zawieszonej kilkaset metrów nad ziemią, mają szalenie dużo detali, co bez
problemu można zobaczyć przybliżając widok kamery do samej ziemi. Ich charakterystyczny
wygląd pomaga w ich rozpoznaniu, które dodatkowo ułatwiają pojawiające się nad
nimi geometryczne symbole. Detale takie jak ślady kół i gąsienic na piasku,
kratery po wybuchach pocisków czy inne efekty cząsteczkowe towarzyszące
rozgrywanym potyczkom, tylko potęgują doskonałe wrażenia wizualne. Dopełnieniem
tego wszystkiego jest wygląd samej pustyni, która nigdy nie jest nudna i
monotonna. Za to przerywniki filmowe stanowią lekką odmianę, gdyż są ręcznie
malowane i wykonane w technice ruchomego komiksu.
Jednak to co mi się w grze najbardziej podobało to dźwięk. Już sama muzyka, czerpiąca głębokie inspiracje z klimatów bliskiego wschodu, doskonale wpasowuje się w zmagania toczone na pustyniach. Ale prawdziwą wisienką na torcie jest tzw. combat chatter. Poza kwestiami właściwymi dla danej misji gra posiada kilka tysięcy krótkich nagrań, które algorytm miksuje zależnie od tego co dzieje się w grze i gdzie w danym momencie skierowana jest kamera oraz jak daleko od danej jednostki jest zawieszona. Wraz ze wstawionymi efektami zakłóceń radiowych całość jest powalająca, zupełnie jakbyśmy słuchali autentycznej komunikacji jednostek bojowych na polu walki. Zresztą posłuchajcie sami:
Co
poszło nie tak?
Ja
„Homeworld: Deserts of Kharak” kupiłem w przedsprzedaży, w momencie kiedy gra
wychodziła. Kampania była doskonałą przygodą, którą pogłębił jeszcze Expedition
Guide, interaktywny przodownik po świecie gry. Niestety, popularność tej produkcji
pogrzebał kod sieciowy. Gry multiplayer w konfiguracji innej niż 1v1 były albo
bardzo ślamazarne przez potworne opóźnienia, albo często się zrywały na samym
początku lub w trakcie rozgrywki. Przy okazji wypuszczenia gry za darmo na Epic
Game Store, gra otrzymała aktualizacje, które miały poprawić ten stan rzeczy
ale niestety problemy z połączeniem dalej występują. A szkoda, bo grając z moim
8 letnim synem 2v2 przeciwko komputerom grało nam się doskonale.
Co
dalej?
Z
dniem publikacji tego tekstu premierę będzie miała trzecia część Homeworld,
którą postaram się w miarę szybko przejść i wam zrecenzować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz