poniedziałek, 15 lipca 2024

Selaco – recenzja Early Access

 

Dziś druga z ogrywanych przeze mnie komercyjnych pozycji opartych o silnik GZDoom – „Selaco”. Gra reklamowana jako połączenie „F.E.A.R.”, doskonałej strzelanki gdzie AI przeciwników było naprawdę dobre, a wymiana ognia widowiskowa jak w mało której grze oraz „Half-Life”, w którym prócz strzelania trzeba rozwiązywać różne zagadki związane z elementami otoczenia aby móc posunąć grę naprzód. A jak na tle tych kultowych dla dużej części graczy pozycji wypada dzisiejsza gra?

Ludzkość zwykle ma pod górkę

Fabuła gry „Selaco” rozgrywa się w roku 2255, pięć lat po zniszczeniu Ziemi przez kataklizm zwany „Upadkiem”. Większość ludzi zginęła, a niedobitki zostały ewakuowane przez organizację wojskową ACE na stację kosmiczną Selaco. Tam ludzkość próbuje zorganizować sobie życie na nowo w środowisku do złudzenia przypominającym ziemską metropolię. Naszą bohaterką jest Dawn Collins, trzydziestoletnia pani policjant, która zaczyna grzebać w historii stacji Selaco, gdyż pewne rzeczy nie składają jej się w całość. Niestety jej śledztwo będzie musiało poczekać gdyż podczas wizyty w szpitalu z powodu nadwyrężonego mięśnia czterogłowego, Selaco zostaje zaatakowane przez władających doskonałą angielszczyzną, krwawiących na fioletowo, humanoidalnych, i złych, kosmitów.

CQB

Większość czasu w „Selaco” spędzimy w mniej lub bardziej przestronnych wnętrzach, których stylistyka czerpie pełnymi garściami z różnych wcześniejszych produkcji, takich jak Deus Ex czy System Shock 2. Bardzo pozytywnym zaskoczeniem jest niesamowita dbałość o detale. Lokację wypełniają duże ilości przedmiotów, i to w większości takich, które mniej lub bardziej reagują na interakcję, czy to ręką czy pociskiem.


Strzelania w „Selaco” jest całkiem sporo i wygląda ono fenomenalnie. Przelatujące kule dziurawiące ściany i przedmioty, odłamki które fruwają w powietrzu, łuski wypadające z broni i walające się po ziemi, wybuchające beczki, granaty i sami przeciwnicy, którzy ciągle się ze sobą komunikują, zachodzą nas z boków i potrafią wykurzyć nas z za osłony granatem, to wszystko wygląda jak wyciągnięte z najlepszych filmów akcji.

Ciekawym zabiegiem jest stopniowe zwiększanie trudności starć z przeciwnikami nie tylko przez dodawanie ich nowych rodzajów ale również poprzez ulepszanie tych już nam znanych w takie zabawki jak pola siłowe czy zwiększone obrażenia broni. Wszystko to sprawia, że kolejne starcia cały czas są ekscytujące i wymagają od nas wysiłku, pomimo posiadania coraz potężniejszych broni.


Zestaw uzbrojenia jaki jest dostępny w grze nie odbiega specjalnie od przyjętych standardów. Mamy pistolet, PM, strzelbę, karabin szturmowy, granatnik, penetrator (karabin na metalowe kolce), karabin plazmowy, snajperkę oraz jedną tajną broń, której zdobycie to prawdziwe wyzwanie. Większość z nich jest naprawdę użyteczna i przyjemnie się z nich strzela. Co ważne, nasz arsenał, poza jego poszerzaniem, można również ulepszać w rozsianych po mapach warsztatach oraz zmieniać tryby jego działania przez znajdowanie poukrywanych na mapach ulepszeń. W ten sposób np. z początkowego, i tak już dość silnego pistoletu, można zrobić armatę, które nie powstydziłby się nawet Robocop.

Eksploracja

Pomiędzy ekscytującymi strzelaninami w grze czeka nas też całkiem sporo zwiedzania i przeszukiwania różnych zakamarków. Pomimo, iż większość etapów w „Selaco” nie jest przesadnie duża, to jednak ich układ sprawia, że można się w nich zgubić. Tutaj z pomocą przychodzi doskonale zrobiona minimapa, pokazująca wszystkie najważniejsze przedmioty jakie możemy podnieść lub użyć, drzwi jakie możemy otworzyć kluczami oraz wyjście z dalej lokacji. Nie będzie nas ona natomiast prowadzić za rączkę i pokazywać gdzie konkretnie musimy iść. To zrobią za nas zielone elementy otoczenia.

Tak, znane chociażby z nowych odsłon „DOOMa” zielone światełka i w tej grze podpowiadają dość skutecznie gdzie powinniśmy się udać. Inne podpowiedzi to sygnały dźwiękowe jakie wydają z siebie datapady z informacjami fabularnymi. Tych jest w grze dość sporo i pozwalają lepiej zrozumieć co wokół nas się dzieje lub poznać kody do zamków szyfrowych czy inne cenne informacje.

Innym ułatwieniem dla niewtajemniczonych w grę są pojawiające się w lewym górnym roku „dymki” z opisem nowych mechanik wraz z prostą ale sympatyczną animacją naszej bohaterki, która pokazuje czego dany opis dotyczy.

W ogarnięciu tego wszystkiego pomaga bardzo przejrzyście zaprojektowany CODEX gdzie gromadzone są wszystkie zdobyte w grze informacje, cele jakie musimy w danej lokacji zrealizować (dostępne też domyślnie pod klawiszem „M”), ilość zebranej gotówki czy części do używanych do ulepszania broni. Obecnie wszystkie teksty trzeba czytać ale w ramach pełnej wersji gry każdy log ma być nagrany w formie audio.

Ostatnim ważnym elementem na jaki  natrafiamy w etapach są posterunki ACES, które oprócz dawania możliwości ulepszania broni, służą jeszcze jako punkty, z których możemy przemieści się podziemną kolejką do wcześniej odkrytych posterunków. Jest to przydatna funkcja, szczególnie, jeżeli chcemy wrócić do miejsc, w których pozostały jeszcze sekrety do odnalezienia.


Audiowizualna uczta

Właściwie są tylko dwie rzeczy, poza splash screenem przy ładowaniu gry, zdradzające, ze mamy do czynienia z technologią wywodzącą się z trzydziestoletniego kodu. To sprity przeciwników i trzymanych przez nas broni oraz rozdzielczość tekstur otoczenia. W każdym innym wymiarze „Selaco” jest grą na wskroś nowoczesną posiadającą wszystkie wizualne i dźwiękowe bajery, za wyjątkiem wykorzystania technologii RTX. Lista opcji detali graficznych jakie możemy ustawić liczy dwadzieścia pięć pozycji i jest naprawdę w czym przebierać tak aby ustawić grę pod swój sprzęt. Na maksymalnych detalach wygląda ona po prostu prześlicznie.

Animacje broni wyglądają naprawdę dobrze, są bardzo płynne i nie ograniczają się one do strzelania i przeładowywania. Broń trzymana w ręku lekko się kołysze, a efekt ten wzmaga się wraz z ruchem postaci. Efekty ich używania, w postaci dziur po kulach, pęknięć w ścianach, mnóstwa odłamków i iskier towarzyszących uderzeniom pocisków i wybuchom wyglądają po prostu dobrze. Tak samo jak plamy i obłoki fioletowej krwi przeciwników. Wiem, że ten aspekt był przez część graczy krytykowany i  sam myślałem, że będę miał z taką barwą posoki przeciwników problem. Jednak bardzo szybko przestałem na to zwracać uwagę gdyż sama gra jest po prostu dobra, a kolor krwi  ma swój fabularny kontekst.


Warto też zaznaczyć, że duża część obiektów w grze, które normalnie była by płaskimi spritami, została wykonana za pomocą voxeli, czyli trójwymiarowych pixeli. Efekt jaki ten zabieg daje jest naprawdę ciekawy, gdyż patrzymy na obiekty, które niby są zbudowane z kolorowych pixeli ale jednak są w pełni przestrzenne. Jedyne czego mógłbym się czepiać w kwestii wyglądu to trochę mała ilość klatek animacji ruchów przeciwników. I w zasadzie to wszystko.

Za to warstwa dźwiękowa jest zrealizowana bezbłędnie. Kroki, wystrzały, brzęk łusek, rozpadający się na kawałki sprzęt biurowy, rozchlapująca się po ścianach krew, wybuchy czy dialogi jakie prowadzą ze sobą wrodzy żołnierze są zrobione perfekcyjnie. To samo tyczy się muzyki, która jest mieszanką różnego rodzaju muzyki elektronicznej, stworzonej pod konkretne lokacje, a czasem nawet sytuacje w jakich jest on odgrywana. Wszystkie kawałki są bardzo dobrze wykonane i doskonale pomagają budować klimat gry. Nie pozostaje nic innego jak…

ZAGRAĆ!!!

Podobnie jak gra z zeszłego tygodnia, „Supplice”, który również jest oparty o ten sam silnik, tak i „Selaco” to tytuł, który jestem w stanie polecić w wersji Early Access bez najmniejszych oporów. Przypadnie on do gustu szczególnie tym, którzy lubią klimaty w miarę realistycznego sci-fi, mniejsze ale za to dużo bardziej intensywne potyczki oraz przeszukiwanie różnego rodzaju zakamarków bardzo realistycznie wyglądających lokacji. Ponad to, poza standardową rozgrywką gra oferuje jeszcze dwa inne tryby – Exploration Mode, gdzie walki jest bardzo mało i można w miarę swobodnie zwiedzać lokacje oraz Selaco Must Fall, całkowicie nieuczciwy tryb, którego z założenia mamy nie ukończyć.


Obecnie gra oferuje jeden rozdział historii składający się z ośmiu dużych lokacji podzielonych na mniejsze etapy, co na normalnym poziomie trudności dało mi około dwudziestu godzin zabawy. Twórcy zapowiedzieli już wydanie drugiego rozdziału, jednak nie ma jeszcze konkretnej daty kiedy to nastąpi. Ja będę na niego czekał z niecierpliwością, chociażby dla tego, żeby dowiedzieć się co stało się w tej historii dalej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mecha Break - świetna gra czy nachalne pay-to-win? (recenzja wersji DEMO)

  Wielkie roboty, temat bardzo popularny w Japonii, a od pewnego czasu także poza nią. Większość graczy będzie je kojarzyć z takimi markam...