poniedziałek, 4 listopada 2024

Elderborn – FPS na miecze i dzidy


Gry z gatunku FPS kojarzą nam się głównie z bieganiem i walczeniem z użyciem różnego rodzaju broni strzeleckiej. Jednak na przestrzeni wielu lat pojawiło się całkiem niemały tytułów, które w widoku z pierwszej osoby stawiały na walkę z użyciem broni białej. Gry takie jak „Dead Island”, nowa wersja „Shadow Warrior”, „Zeno Clash”, „The Chronicles of Riddick Escape from Butcher Bay”, „Warhammer End Times Vermintide” czy „Chivalry Medieval Warfare” to przykłady gier gdzie tego typu połączenie się bezsprzecznie sprawdziło. A jak na tym dla wypada, zdecydowanie budżetowy, „Eldenborn”?

Gdzie historię spowił mit

Świat w „Eldenborn” przypomina ten znany chociażby z historii o Conanie. W zamierzchłej przeszłości miasto Jurmum i jego Złota Armia siała postrach wśród okolicznych plemion organizując co jakiś czas wyprawy wojenne na sąsiadujące z nim terytoria. W końcu Janus, olbrzym pośród swojego ludu, zebrał armię i ruszył na miasto. Po ataku słuch o nim zaginął ale i miasto Jurmum zamarło. Od tego czasu, co każde pokolenie, drogą brutalnej rywalizacji wybierany jest bohater, który ma odnaleźć drogę do wnętrza miasta i odkryć w nim mityczną fontannę wiecznej młodości. Od wieków nikomu się to nie udało. Zatem jak będzie tym razem? 

Pierwszoosobowa sieczka

Główną osią rozgrywki w „Eldenborn” jest walka różnego rodzaju bronią białą. Ich jedeneaści rodzajów dzieli się na trzy grupy – sieczna, kłuta i obuchowa. Każdy z przeciwników jest mniej lub bardziej wrażliwy na inny rodzaj broni, o czym można przeczytać w odpowiednim wpisie w kodeksie dostępnym wewnątrz gry. Poszczególne egzemplarze różnią się od siebie prędkością ataku, jego obszarem i zadawanymi obrażeniami.  Te atakujące szybciej zadają mniej obrażeń, te z wolniejszą prędkością ataku potrafią powalić przeciwników nawet jednym uderzeniem. Do tego część broni potrafi blokować ataki przeciwników, a inne je parować co pozwala na zadanie druzgocącej kontry.


Nasza przygoda zaczyna się w katakumbach znajdujących się pod miastem, które stanowią podobno jedyną drogę do jego wnętrza. Podziemia wypełnione są różnego rodzaju przeciwnikami, od prostych, przypominających zombie Oszalałych Wojowników, atakujących gołymi rękami, za pomocą mieczy i tarcz lub włóczniami, przez Utopce i skorpiony, po żołnierzy Złotej Armii i Bandytów w samym mieście Jurmum. 

Trzeba przyznać, że zwykle walka z nimi, szczególnie jeden na jednego, nie stanowi specjalnego wyzwania z dwóch powodów. Po pierwsze, w opisywanej grze nie ma żadnego ograniczenia naszej wytrzymałości co oznacza, że każdą bronią możemy atakować bez przerwy, bez obawy, że zabraknie nam pary w łapach. Po drugie, przeciwników, którzy blokują nasze ataki wystarczy kopnąć aby na chwilę się odsłonili co wystarcza, aby zadać im kilka celnych ciosów. 

Prawdziwe wyzwanie stanowi walka z wieloma przeciwnikami na raz, szczególnie, gdy dochodzą do tego jeszcze wrogowie strzelający różnego rodzaju pociskami. Wtedy trzeba bez przerwy pozostawać w ruchu i dobrze wybierać cele tak aby jak najsprawniej wyjść z opresji. Podobnie ma się walka z bossami, którzy są dużo odporniejsi niż podstawowi przeciwnicy i tutaj nasze uniki, bloki i parady bardzo się przydadzą. Tak samo jak ampułki z wodą życia, którą możemy w dowolnym momencie regenerować nasze zdrowie. Możemy ich przy sobie mieć maksymalnie trzy, a odnawiają się one stopniowo wraz z pokonywaniem kolejnych przeciwników. 

A kiedy już zginiemy, to wracamy do fontanny z rzeczoną wodą. Działają one tak samo jak w serii „Dark Souls”. Dotykając ich tworzymy punkt zapisu, jednak możemy się za ich pomocą też uleczyć jednak powoduje to odrodzenie się wszystkich przeciwników w grze, oprócz bossów. Sprawa wygląda identycznie kiedy przy fontannie się odradzamy. Spełniają one jeszcze jedną funkcję, za zdobytą esencję pozwalają na podnoszenie trzech statystyk, siły, szybkości i zdrowia, na wyższe poziomy co niewątpliwie pomoże nam w dalszej walce. 

Budżetowa grafika, świetna muzyka

Grafika w „Eldenborn” nie jest może najwyższych lotów, szczególnie jeżeli chodzi o rozdzielczość tekstur, jednak nie jest też brzydka i dobrze buduje klimat gry. Animacje postaci są poprawne, wygląd katakumb i samego miasta jest dość ciekawy, a żaden szczegół gry nie wydaje się niedorobiony. To samo tyczy się efektów dźwiękowych. Wszystkie są na swoim miejscu i dobrze pasują do akcji jaka dzieje się na ekranie. Na większą pochwałę zasługuje za to muzyka, która jest utrzymana w metalowych klimatach i oferuje zarówno wolniejsze jak i szybsze kawałki, które dobrze nastrajają do dalszej zabawy. 

Werdykt

Jak na produkcje typowo budżetową, „Eldenborn” jest pozycją naprawdę dobrą. Ciekawa fabuła, nieźle, chociaż nie idealnie wykonana walka z pierwszej osoby, ciekawe lokacje oraz bardzo przystępny poziom trudności czynią z niej niezłą, choć stosunkowo krótką zabawę. W zasadzie jedyny problem jaki mam z tą grą, to fakt, iż trzeci akt gry w zasadzie nie istnieje. Po bardzo rozbudowanych katakumbach i samym mieście Jurmum, ostatnia sekcja gry jest wyraźnie zrobiona po macoszemu, co zresztą sami twórcy przyznali. Powód był prozaiczny – brak funduszy na zrobienie czegoś więcej. Niemniej i tak uważam „Eldenborn” za grę udaną, szczególnie biorąc pod uwagę cenę za jaką można ją kupić.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Broken Arrow – wojna jak prawdziwa

Dzisiejszy tytuł jest wyraźnie inspirowany dwiema grami. Pierwsza to „World in Conflict” – bardzo ciekawa gra, opowiadająca o hipotetycznym ...