poniedziałek, 9 września 2024

Colt Canyon – roguelike na dzikim zachodzie


Dziki Zachód, który większości z nas kojarzy się zapewne z westernami, to temat cieszący się mniejszą lub większą popularnością od początku zeszłego stulecia. Filmów, które są głównym nośnikiem tego gatunku, powstało setki, a moje ulubione to te z Clintem Eastwoodem. Gier traktujących o kowbojach przemierzających amerykańskie pogranicze też było sporo, chociażby „Call of Juarez”, „Gun”, „Desperados” czy przyćmiewający wszystko dwie części „Red Dead Redemption”. Jednak dla tych, którzy wolą trochę mniejsze tytuły oraz gry roguelike istnieje kilka niezależnych propozycji, które przeniosą nas w świat rewolwerowców. Jednym z nich jest „Colt Canyon”.


Pewnego razu na Dzikim Zachodzie

Fabuła „Colt Canyon” nie jest specjalnie skomplikowana. Nasz bohater, wraz z partnerką, zostaje napadnięty przez bandytów. Żona zostają porwana a my poważnie ranni, jednak udaje nam się pozbierać do kupy i wyruszyć jej na ratunek.

Zabijaj, giń, powtórz

„Colt Canyon” to typowy przedstawiciel gier roguelike. Naszym zadaniem jest przedrzeć się trzy krainy, podzielone na trzy losowo generowane etapy każda oraz pokonać bossa ma końcu każdej z nich. Po uratowani partnerki, czeka nasz jeszcze powrót do domu przez wcześniej przebyte ziemie, tym razem wypełnione nowymi, groźniejszymi przeciwnikami ale już bez walk z bossami. Jeżeli zginiemy to zaczynamy całą zabawę od nowa.


Do naszej dyspozycji został oddany całkiem pokaźny arsenał broni dzielący się ze względu na używaną amunicję. Rewolwery i kilka mniejszych karabinów zasilanych jest najpowszechniej dostępną amunicją pistoletową, karabiny większego kalibru zasilane są amunicją karabinową, a strzelby również mają swoje osobne naboje. Kolejną kategorię stanowią łuki i kusze, które strzelają dość wolno ale za to po cichu i zadają duże obrażenia. Kolejny rodzaj amunicji to niszczycielskie wiązki dynamitu, którymi można rzucać lub wystrzeliwać z przeznaczonej to tego broni. Osobną kategorię stanowi broń biała w postaci toporów, mierzy czy noży, którymi możemy walczyć w ręcz lub rzucać.


Wszystko to będzie nam potrzebne aby stawić czoła rozsianym po etapach przeciwnikom. Dzielą się oni zasadniczo na dwa rodzaje, walczących bronią białą i strzelających. Większość z nich to zwykłe mięso armatnie ginące od jednego do dwóch strzałów jednak im dalej w las tym częściej pojawiają się przeciwnicy elitarni, którzy mają lepszą broń, więcej punktów życia oraz są czasem wyposażeni w tarcze, które blokują ataki zadawane od przodu. Co prawda można te tarcze zniszczyć ale wymaga to zużycia pokaźnych zapasów amunicji dlatego lepiej jest użyć do tego dynamitu.

Siemanko partnerze

Pomimo tych wszystkich niebezpieczeństw na naszej drodze spotkamy też sprzymierzeńców. W każdym etapie można uratować jednego z naszych partnerów, od którego możemy otrzymać w nagrodę jakiś bonus ułatwiający grę lub sprawić aby do nas dołączył i wspomógł nas bezpośrednio w walce. Inne przyjazne postacie to handlarze, u których możemy wymienić posiadane przedmioty na inne.


Warto też dodać, iż bohater którym gramy, nie jest jedyną postacią jaką można w grze sterować, gdyż w miarę postępów i porażek będziemy mogli odblokować kolejne dziewięć. Każda z nich ma inne charakterystyki zdrowia, szybkości poruszania i przeładowania broni oraz inny zestaw początkowego wyposażenia. Sprawia to, że zabawa szybko się nie nudzi i możemy wybrać postać, która albo nam grę ułatwi albo będzie stanowić dodatkowe wyzwanie.


Pixelartowy minimalizm

Grafika w „Colt Canyon” jest pixelartowa i bardzo minimalistyczna. Wszystkie postacie mają kolor zbliżony do białego lub kremowego, tak samo broń, którą możemy podnieść. Elementy otoczenia z kolei są utrzymane w ciemnych barwach a przedmioty niebezpieczne dla naszego życia i zdrowia żarzą się dobrze widoczną magentą. Za to animacje postaci są bardzo płynne, walki wyglądają ekscytująco, a posoka wylewająca się z ciał barwi grunt sporymi plamami szkarłatu.


Pod względem dźwiękowym też jest nieźle. O ile same postacie nie wydają z siebie żadnych artykułowanych dźwięków, to jednak bez problemu można usłyszeć kiedy nas zauważą. Dźwięki broni są również dobrze wykonane i nie będziemy mieli żadnego problemu z odróżnieniem czy ktoś strzela do nas z rewolweru czy karabinu.


Na osobną pochwałę zasługuje muzyka, która nawiązuje do najlepszych motywów znanych z filmowych produkcji. Składająca się z dwudziestu ścieżek, zawiera zarówno utwory wartkie jak i spokojne, które zmieniają się dynamicznie wraz z tym co dzieje się na ekranie.

Werdykt

Jak już wspominałem przy okazji opisywania Mega City Force, nie jestem specjalnym fanem gatunku roguelike ale uważam, że „Colt Canyon” to gra dobra. W swojej minimalistycznej formie nieźle oddaje ducha starych westernów, gdzie samotny rewolwerowiec stawiał czoła przeważającej liczbie przeciwników. To czy wyjdzie z tego zwycięsko zależy tylko od nas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mecha Break - świetna gra czy nachalne pay-to-win? (recenzja wersji DEMO)

  Wielkie roboty, temat bardzo popularny w Japonii, a od pewnego czasu także poza nią. Większość graczy będzie je kojarzyć z takimi markam...